Łukasz Mejza – Rycerz Absurdów Jana Pawła II
Czy można spaść niżej? Łukasz Mejza, człowiek, który na co dzień balansuje na granicy kompromitacji i prokuratorskich zarzutów, postanowił dorzucić do swojego CV nowe „osiągnięcie” – mianowanie na rycerza Zakonu Jana Pawła II Wielkiego. Tak, to nie żart. Mejza, z różańcem w ręku i w czarnym habicie, ogłosił światu swoje „powołanie” do szerzenia katolickiej duchowości. Vivat Iesus, hipokryzjo!
Świeckie stowarzyszenie wiernych? Komiczny paradoks
Zakon Rycerzy Jana Pawła II Wielkiego nazywa siebie „świeckim stowarzyszeniem wiernych Kościoła katolickiego”. Czyli niby świeccy, ale głęboko zanurzeni w kościelnej ideologii. Absurd goni absurd – brzmi to jak próba pogodzenia ognia z wodą. Jak można być świeckim, jednocześnie bawiąc się w średniowieczne zakony pod dyktando biskupów? Takie stowarzyszenia to w gruncie rzeczy kolejny sposób na wciągnięcie ludzi w katolicki teatrzyk, gdzie pobożność miesza się z groteską.
Mejza: świętoszek w służbie PR-u
Trudno o bardziej jaskrawy przykład hipokryzji. Mejza, oskarżany o wyłudzanie pieniędzy, oferowanie fałszywych terapii i składanie nieprawdziwych oświadczeń majątkowych, teraz próbuje się wybielić w blasku kościelnych świec. Rycerz, który zamiast honoru ma prokuratorskie zarzuty, a zamiast etyki – polityczny cynizm. To jakby wilk w owczej skórze zaczął głosić kazania o moralności.
Duchowość mężczyzny? Czyli patriarchat w pigułce
Zakon dumnie deklaruje promocję „duchowości mężczyzny”. Czyli standardowy katolicki zestaw: patriarchat, kontrola nad kobietami i ich ciałami oraz obsesja na punkcie „pro-life”. Marsze, pikiety pod szpitalami i inne „heroiczne” działania – to ich domena. Mejza w takim towarzystwie będzie się czuł jak ryba w wodzie. W końcu już wie, jak zarabiać na ludzkiej naiwności.
Rycerz, który „leczył” za kasę
Nie zapominajmy, że Mejza ma doświadczenie w „cudownych uzdrowieniach” – za ciężkie pieniądze oferował niesprawdzone terapie umierającym. Czy teraz zamierza uzdrawiać „duchowość narodową” równie skutecznie? Może zakon zapewni mu immunitet – nie tylko duchowy, ale i prawny?
Na podsumowanie: religijny PR czy ostatnia deska ratunku?
Mejza udowodnił, że w Polsce religia i polityka to nierozłączna para. Gdy grunt pali się pod nogami, zawsze można schronić się w kościele i ubrać w habit, licząc na wyrozumiałość elektoratu. Problem w tym, że ta groteskowa inwestytura ośmiesza zarówno Mejzę, jak i instytucję, którą reprezentuje.
A co Wy o tym sądzicie? Czy rycerski habit to wystarczająca tarcza przed zarzutami prokuratorskimi? Czy może jednak Mejza zrobił kolejny krok w kierunku politycznego dna?
źródło: Wyborcza.pl