„Dobrowolne” opłaty za sakramenty – haniebna spuścizna korupcji?

Kościół katolicki na przestrzeni wieków dostosował swoją praktykę finansową, by zachować pozory etyki, jednocześnie utrzymując wpływy materialne. Z perspektywy antyklerykalnej trudno nie zauważyć, że „dobrowolne” ofiary za sakramenty, mimo że oficjalnie nie są opłatami, w rzeczywistości stanowią stałe źródło dochodu dla duchowieństwa. Czy jest to faktyczna dobrowolność, jeśli bez takich datków wierni często spotykają się z odmową lub dyskryminacją?

Prawo stuły, które miało być kompromisem między zasadą „co darmo otrzymano, darmo się daje” a praktyką przyjmowania darów, powstało w odpowiedzi na rosnące oskarżenia o symonię – handel dobrami duchowymi. W praktyce jednak stało się systematycznym mechanizmem, który utrwala finansową zależność wiernych od instytucji Kościoła.

To, co na soborach laterańskich nazwano „haniebnymi prezentami”, dziś jest uregulowane procentami na potrzeby diecezji, seminariów czy parafii. Przy czym warto podkreślić, że proboszczowie, jako „zarządzający”, dostają większy udział – klasyczny przykład feudalnej hierarchii w nowoczesnym wydaniu. Czy tak wygląda duchowe prowadzenie wiernych, czy raczej ekonomiczna eksploatacja pod przykrywką religijnych obrzędów?

Z perspektywy antyteistycznej tego rodzaju praktyki pokazują, jak religia od samego początku dostosowywała się do materialistycznych realiów, stojąc w sprzeczności z własnymi ideałami. Czy Kościół, który nadal opiera się na średniowiecznych mechanizmach finansowania, może naprawdę twierdzić, że służy duchowości, a nie własnym interesom?


źródło: Onet.pl

Podobne wpisy

Dodaj komentarz