|

„Przedszkolaki będą się masturbować w Licheniu pod pomnikiem Jana Pawła II”?

Dyskusja o edukacji seksualnej w Polsce osiąga dno, gdy zamiast rzeczowych argumentów dostajemy groteskowe obrazy i skrajne wizje, takie jak ta przytoczona przez prof. Marcina Matczaka: „Przedszkolaki będą się masturbować w Licheniu pod pomnikiem Jana Pawła II”. Ta absurdalna narracja nie służy nikomu poza politycznymi aktorami, którzy cynicznie grają na emocjach.

Profesor Marcin Matczak w swoim artykule dla Gazety Wyborczej trafnie opisuje to, co od dawna jest bolączką każdej poważnej debaty w naszym kraju – zamiast rozmowy o faktach i potrzebach społeczeństwa, dostajemy spektakl pełen emocji i politycznych interesów. Lewica straszy Gileadem, prawica Sodomą, a dzieci i młodzież – których ta edukacja ma dotyczyć – pozostają zakładnikami tych ideologicznych igrzysk.

Jak trafnie zauważa prof. Marcin Matczak: „Z takimi wrogami jak lewica prawica nie potrzebuje przyjaciół. Przecież to polityczny samograj. Cokolwiek lewi zaproponują w sprawie edukacji seksualnej, już się prawi zbierają na placu Zamkowym i zawodzą: że to już koniec, że ośmiolatki w Licheniu pod pomnikiem Jana Pawła II będą się masturbować, a jak dorosną, to będą chciały zalegalizowania związków partnerskich z seksualnymi lalkami.”

Antyklerykalne spojrzenie na ten temat pozwala dostrzec kluczowy problem – zarówno prawica, jak i lewica instrumentalizują seksualność, traktując ją jako narzędzie walki politycznej. Prawica odmawia młodzieży dostępu do rzetelnej wiedzy w imię „obrony moralności” i „wartości chrześcijańskich”, a lewica często redukuje edukację seksualną do hasła wyzwolenia, ignorując konsekwencje wyidealizowanego podejścia.

Z perspektywy ateistycznej edukacja seksualna to nie luksus, lecz konieczność. Religijna narracja o „grzechu” od wieków kształtowała dyskusję o seksie jako czymś wstydliwym, niebezpiecznym, wręcz diabolicznym. Jednocześnie lewicowy entuzjazm wobec „wyzwolenia seksualnego” w wersji Reicha czy Marcuse’a pokazuje, że oderwanie się od norm bez refleksji nad ich celowością prowadzi do innych nadużyć, takich jak uprzedmiotowienie ciała w kulturze konsumpcji.

Dzieci nie potrzebują ani strachu przed „grzechem”, ani fetyszyzacji seksualności jako symbolu rewolucji. Potrzebują wiedzy: o ciele, granicach, relacjach i emocjach. Tymczasem skrajności – zarówno religijne tabu, jak i ideologiczne obsesje – krępują tę wiedzę w imię politycznych interesów.

Czy potrafimy wreszcie zerwać z przekonaniem, że religijna moralność ma monopol na wartości, a lewicowe manifesty są receptą na każdą opresję? Czy jako społeczeństwo umiemy odrzucić narracje, które sprowadzają dyskusję do walki o wpływy, zamiast o dobro dzieci?

Czas przestać krzyczeć „Gomora” i „Gilead”. Zamiast tego możemy wypracować model edukacji seksualnej, który uznaje wartość granic, intymności i różnorodności, jednocześnie chroniąc dzieci przed religijnym i ideologicznym dyktatem. Bo wiedza o seksualności to nie „deprawacja”, a podstawowe prawo człowieka.


źródło: Wyborcza.pl

Podobne wpisy

Dodaj komentarz