Gdy fizyka staje się narzędziem metafizycznej propagandy
Profesor Abramowicz w swoim artykule próbuje przekonać, że „fizyka potrafi udowodnić, że czegoś nie ma, jeśli tego naprawdę nie ma”, ale jednocześnie stwierdza, że nieistnienia Boga nie dowiodła, sugerując tym samym, że istnienie Boga pozostaje otwartą opcją naukową. Z perspektywy ateistycznej taki tok rozumowania jest nie tylko nielogiczny, ale wręcz nieuczciwy intelektualnie.
Dowodzenie negatywów – logiczna pułapka
Twierdzenie, że fizyka „udowodniła nieistnienie eteru” czy „cieplika”, i na tej podstawie można rościć nadzieję na naukowe uznanie Boga, to błędne zrównanie pojęć. W przypadku eteru czy cieplika mieliśmy konkretne hipotezy poddane testom empirycznym, które zostały obalone. Tymczasem „Bóg” to niejasny koncept, stale redefiniowany przez swoich obrońców, aby umykać wszelkim próbom weryfikacji.
Sugestia istnienia Boga to nie nauka, a światopogląd
Profesor próbuje przemycić osobiste przekonania religijne jako uzasadnione naukowe wnioski. Tymczasem nauka opiera się na empirycznym badaniu świata materialnego, a nie na spekulacjach czy metafizycznych założeniach. Sugestia, że brak dowodu na nieistnienie Boga oznacza możliwość jego istnienia, jest równie bezsensowna jak twierdzenie, że brak dowodów na nieistnienie jednorożców świadczy o ich potencjalnym bytowaniu w innych wymiarach.
Niebezpieczne mieszanie nauki z ideologią
Akademicy, którzy parają się naukami szczegółowymi, jak fizyka, ale w swoich wypowiedziach i pracach przemycają prywatny światopogląd religijny, nie służą nauce – szkodzą jej. Nauka wymaga metodologicznej neutralności, a narzucanie transcendencji jako „uprawnionego” tematu badań to podważanie jej podstaw. Uczelnie nie powinny być platformą do propagowania osobistych wierzeń.
Antropiczne wyregulowanie – wytrych dla apologetów
Często przywoływane „antropiczne wyregulowanie” Wszechświata to nic więcej jak interpretacja wynikająca z założeń o celowości. Fakt, że życie powstało w określonych warunkach, nie oznacza, że warunki te zostały „zaprojektowane”. Tego rodzaju argumentacja nie różni się od zakładania, że kałuża myśli, iż dziura, w której się znajduje, została specjalnie stworzona na jej potrzeby.
„Polityczna poprawność” czy naukowy konsensus?
Profesor lamentuje nad „ateistycznym dogmatyzmem” w środowisku naukowym, sugerując, że naukowcy są zmuszani do odrzucania transcendencji. W rzeczywistości nauka odrzuca tylko to, czego nie można zweryfikować. Promowanie transcendencji jako elementu badań fizycznych to krok w stronę uzasadniania dogmatów wiary, a nie poszerzania naukowej wiedzy.
Nauka musi być wolna od światopoglądowych manipulacji
Profesorowie wykorzystujący autorytet nauki do promowania ideologii religijnych podważają zaufanie do badań i odchodzą od podstawowych zasad metodologicznych. Nauka nie potrzebuje Boga do wyjaśniania rzeczywistości – dodawanie go to dowód na brak argumentów, a nie ich siłę.
Nasuwa się pytanie: Czy akademickie instytucje powinny tolerować takie nadużycia, czy może czas na zdecydowaną separację nauki od prywatnych wierzeń?
źródło: Wyborcza.pl