Święta: spektakl konsumpcji czy głęboka refleksja?
Nie sposób nie zauważyć, jak współczesne święta – niezależnie od ich religijnego rodowodu – zostały przejęte przez wszechogarniający konsumpcjonizm i celebrycką pustkę. Manhattan w grudniu to nie „Boże Narodzenie”, Chanuka czy Kwanzaa, ale festiwal świateł, biżuterii Swarovskiego i selfie pod Trump Tower. Wszystko to opakowane w migoczące landrynkowe kolory, które przyćmiewają jakąkolwiek głębszą myśl. Czy naprawdę „Betonowa dżungla, gdzie marzenia się spełniają”, to miejsce na refleksję, czy tylko świątynia konsumpcji?
W tym wszystkim ginie duch jakiejkolwiek wspólnoty czy prawdziwej celebracji. Święta – które miały być pierwotnie momentem zadumy nad człowieczeństwem, transcendencją (lub jej brakiem) – stały się spektaklem komercyjnej farsy. 22-metrowe drzewko w Rockefeller Center, „ubrane” w tonę kryształów Swarovskiego, to doskonały symbol współczesnych czasów: błyskotki zastępujące treść, efekciarstwo wypierające znaczenie.
Z perspektywy ateistycznej czy antyklerykalnej to również moment, by zadać pytanie: czy religijne święta, niezależnie od tradycji, w ogóle mają jeszcze sens w takim wydaniu? Nowojorski chaos pokazuje, że coraz więcej ludzi wybiera hybrydowe świętowanie – „Christkwanzaakah” – które łączy wszystko i nic. W efekcie powstaje coś na kształt Festivusa z „Kronik Seinfelda”: sztuczne, ironiczne i powierzchowne.
Czy naprawdę musimy co roku udawać, że chodzi o coś więcej, kiedy centra handlowe jasno mówią, że chodzi tylko o wydatki? Antyklerykalizm podpowiada: może czas odrzucić te fasady i znaleźć nowe sposoby celebracji – takie, które nie opierają się na wyzysku, konsumpcji i fałszywej duchowości?
A Wy – co myślicie o tym, czym stały się współczesne święta?
źródło: Wyborcza.pl