Jezus jako symbol wyzwolenia od klerykalnej opresji
Magdalena Środa w swoim artykule na łamach gazety wyborczej przypomina o paradoksie, który trudno przeoczyć z ateistycznej i antyklerykalnej perspektywy: postać Jezusa – proroka i reformatora – jest nie tylko odległa od dzisiejszego Kościoła katolickiego, ale wręcz jego ideologicznym przeciwieństwem. Leszek Kołakowski, były komunista i agnostyk, wskazywał, że chrześcijaństwo przynosiło fundamentalne idee, które Kościół zdaje się ignorować lub wręcz wypaczać.
Czy instytucja, która dziś rządzi się pychą, chciwością, homofobią i mizoginią, ma jakiekolwiek prawo nazywać się spadkobierczynią nauk Jezusa? Jezus głosił bezwarunkową równość, sprzeciwiał się przemocy i nacjonalizmowi, odrzucał konsumpcjonizm i chciwość. Czy te wartości mają cokolwiek wspólnego z instytucją, która dzieli ludzi na lepszych i gorszych, wspiera nacjonalistyczną megalomanię i wzmacnia władzę polityczną zamiast sprzeciwiać się jej nadużyciom?
Antyklerykalna analiza ukazuje wyraźnie, że dzisiejszy Kościół to polityczne lobby, oderwane od duchowych idei chrześcijaństwa. Kołakowski słusznie zauważył, że Jezus byłby dzisiaj przeciwnikiem klerykalnego fanatyzmu, który nie tylko szkodzi jednostkom, ale i sterylizuje naszą kulturę narodową. Może właśnie dlatego warto „przyjąć Jezusa” – nie jako symbol wiary, lecz jako inspirację do walki z klerykalizmem i systemowymi nadużyciami Kościoła.
W tym kontekście narodziny Jezusa można interpretować nie jako religijny mit, ale jako przypomnienie o możliwościach wyzwolenia się z duchowej i kulturowej opresji klerykalnego katolicyzmu. W końcu, czy nie czas, aby Kościół został rozliczony ze swojego odejścia od nauk, które głosił jego założyciel?
źródło: Wyborcza.pl